W środę 9. maja br. braliśmy udział w dość nietypowej lekcji języka angielskiego. Zamiast zasiąść w ławkach i pochylić się nad nowymi zagadnieniami gramatycznymi czy kolejną porcją słownictwa, słuchaliśmy krótkiej prelekcji dwóch Amerykanek, które odwiedziły naszą szkołę. Evelyn i Sophie – studentki ze stanu Michigan – opowiedziały nam nieco o sobie i o swoim kraju i pokazały zdjęcia m.in. swoich krewnych, uniwersytetu czy amerykańskich kościołów.
Mieliśmy także, a może przede wszystkim zadawać pytania. No właśnie, mieliśmy… W praktyce jednak wyglądało to inaczej. Choć pojawiały się pytania z naszej strony, momentami w sali zalegała cisza i przez długi czas nikt nie miał odwagi przerwać jej i spytać o cokolwiek. Dla mnie wizyta Amerykanek była nie tylko ciekawym doświadczeniem samym w sobie, ale i cenną lekcją inicjatywy i korzystania z nadarzających się szans. Przecież nikt do niczego nie zmuszał i można było komfortowo przesiedzieć te czterdzieści pięć minut nie mówiąc ani słowa. A mimo to czułem wewnętrzną potrzebę zaangażowania się, czynnego uczestnictwa w owej lekcji ‘wychodzenia ze strefy komfortu’, choć była ona taką tylko pośrednio. Ta potrzeba, oraz sugestie nauczycieli, byśmy pytali, gdyż taka okazja się nie powtórzy, sprowokowały mnie do odezwania się i zadania Amerykankom pytań. Sprawdziłem się tym samym w mówieniu w języku angielskim.
Na koniec zrobiliśmy sobie z Evelyn i Sophie wspólne zdjęcie. Wychodząc, miałem poczucie, że nie zmarnowałem szansy, ale wykorzystałem okazję, by porozmawiać po angielsku z native speakerami i dowiedzieć się czegoś o Stanach Zjednoczonych. Takie lekcje dają bardzo dużo, gdyż poza ćwiczeniem się w języku i uzyskiwaniem informacji, uczymy się wykazywać inicjatywę, co rozwija nas jako ludzi do pełniejszego życia.
Dawid Radwan
Julia Byrska