SPOTKANIE Z CIEKAWYM... TEMATEM
Chciałem napisać … z ciekawym człowiekiem, ale było ich trzech! Posłuchajcie.
Spotkanie podróżnicze nt. Głównego Szlaku Beskidzkiego odbyło się w Auli Papieskiej naszego liceum 19 marca o godzinie 16.30. Znacznie wcześniej rozpoczęły się przygotowania. Polegały one na przygotowanie odczytu, auli do wymogów takiego spotkania. Droga do auli od drzwi frontowych szkoły była oznakowana czerwonym szlakiem :). Prelegentami byli uczestnicy letniej wyprawy tym najdłuższym ze szlaków w polskich górach – Panowie: Rafał Cmunt – nauczyciel geografii w naszej szkole, ale też przewodnik beskidzki i opiekun SKKT, zdobywca Korony Beskidów Polskich, Rafał Bzowski – katecheta w Technikum na ul. Wojska Polskiego, miłośnik gór, zdobywca tzw. Korony Beskidów Polskich, wieloletni niegdyś nauczyciel naszej szkoły i ks. Maciej Ścibor, który jest wikariuszem w parafii w Chełmku, poprzednio związany z Wadowicami, był tu księdzem w parafii w Bazylice i katechetą w naszej szkole. Wytrawny piechur, opiekun pielgrzymek wadowickich i uczestnik wypraw drogą św. Jakuba. Tematem spotkania – najdłuższy ze szlaków. Prawdziwe wyzwanie i trofeum w amatorskim światku turystycznym. Nie z powodu przesadnych trudności, ale raczej długości tego szlaku.
Nasza wyprawa pokonała około 500km szlaku jednym ciągiem, w kierunku od Bieszczad do Ustronia, na początku wakacji, w czasie 18 dni. Przejście tej trasy oznaczało zdobycie 664 punktów do Górskiej Odznaki turystycznej, co oznacza (prawie) wymagany próg punktowy dla małej złotej odznaki GOT (regulamin : http://www.pttk.pl/pttk/przepisy/index.php?co=ro_got )
Spełniliśmy wymagania i to z dużym naddatkiem do odznaki przyznawanej przez Wadowicki oddział PPTK zwanej „Każdemu jego Everest” (regulamin: http://www.wadowice.pttk.pl/index.php?id_menu=10)
Najważniejszą odznaką była oczywiście „Diamentowa Odznaka Głównego Szlaku Beskidzkiego”(fot.), która przyznawana jest za przejście całego szlaku w czasie nie dłuższym niż 21 dni. Z tego co wiem, prócz naszego profesorskiego grona GSB przeszli również uczniowie – absolwenci – naszej szkoły: Karol Witkowski, Jakub Kainka i Marysia Mleczko.
Spotkanie rozpoczęło się od powitania Pani Dyrektor – gospodarza sali i uczestników wyprawy oraz poczęstunku i pamiątkowej listy obecności, na którą wpisali się wszyscy goście. Następnie w krótkiej prezentacji zapoznaliśmy naszych gości ze szlakiem i jego twórcą – Kazimierzem Sosnowskim (fot.), którego imię nosi dziś najdłuższy ze szlaków.
Szlak prowadzi przez sześć pasm górskich w Beskidach, od miejscowości Wołosate w Bieszczadach, przez Beskid Niski, Sądecki, Gorce, Beskid Żywiecki i Śląski do Ustronia. Blisko 500km przez góry. Przejście tego szlaku wymaga dokładnego przemyślenia. Co zabrać? Gdzie spać? Co jeść? My wybraliśmy zdecydowanie ideę light&Fast, czyli minimum bagaży, a za to szybkie tempo marszu.
Pierwsze cztery dni spędziliśmy w Bieszczadach. Najpierw na słonecznych, tłumnych połoninach, później w pustych lasach w strugach deszczu. Wyszliśmy na Halicz, Tarnicę – najwyższy szczyt Beszczad, Smerek, Jasło i Chryszczatą. Zobaczliśmy piękne jeziorka Duszatyńskie. Jedliśmy placki po zbójnicku i smakowaliśmy góry!
Następne pięć dni szliśmy przez piękny i dziki Beskid Niski. Były piękne łemkowskie chyże i cerkwie, opuszczone wsie, zdziczałe sady i góry i słońce i deszcz. Były także pasące się konie, śpiew ptaków i cisza, jak to w Beskidzie.
Dzień 10 i 11 spędziliśmy przeganiając Beskid Sądecki. Tu góry jakby znowu urosły, znowu zaczęły się schody. Jaworzyna Krynicka, Radziejowa. Do tego lipcowe upały i niespodzianka – przy Diabelskim Kamieniu świętowaliśmy połowę drogi!
12 i 13 dzień wędrowaliśmy przez Gorce: pasmo Lubania, potem Turbacz, Krościenko i Rabka. Zbieraliśmy grzyby i słodkie borówki, szliśmy i szliśmy, naprawdę jest czas, aby wiele przemyśleć… Przed schroniskiem pod Turbaczem stoi tablica informująca, że to właściwie jest Główny Szlak Beskidzki, oprócz czerwonych znaków, rzecz jasna.
Trzy kolejne dni zajęło nam przejście Beskidu Żywieckiego. Najpierw przywitał nas deszczem i chłodem, a Babia góra silnym wiatrem. Królowa Beskidów dała nam w kość, ale nie sądziliśmy, że będzie inaczej. Dalej było już pogodnie, przeszliśmy Pilsko, Rysiankę i dalej i dalej…
W Węgierskiej Górce przekroczyliśmy Sołę i zaczął się ostatni etap tej długiej wędrówki – Beskid Śląski. Mozolna była wspinaczka na Baranią Górę. Ostatni nocleg był siedemnastą nocą na szlaku. Ostatni dzień minął nam na smakowaniu zwycięstwa, nad sobą samym, nad bólem i znużeniem. Dopięliśmy swego. Wiwat szlak, góry i my!
Nasze spotkanie trochę się przeciągnęło. Zakończyliśmy je konkursem z bardzo skromnymi, ale oryginalnymi nagrodami. Było nam bardzo miło, że nas odwiedziliście!
Z turystycznym pozdrowieniem zdobywca GSB – Rafał Cmunt